Lwów słynie z ładnej starówki, opery i roju polskich turystów w podobnym stopniu zafascynowanych niskim kursem hrywny, co urodą miasta. O tym, co jest poza, wiemy niewiele, choć po innych dzielnicach miasta spodziewamy się raczej radzieckiego molocha niż dobrej architektury. To jednak tylko część prawdy. Wszak to, co ukryte, bywa niekiedy równie interesujące, co znane landmarki.
Urząd Skarbowy
Z rynku na ulicę Podatkową jedzie się kilkanaście minut. W autobusie ścisk, widać niewiele, więc liczę przystanki i wysiadam na piątym. Moim oczom ukazuje się pustka, przepastny plac, który sprawia wrażenie wydartego miastu. W centralnym punkcie – cel mojej podróży, monumentalny wieżowiec zaprojektowany pod koniec lat siedemdziesiątych. Na kolejnym planie rysuje się kopuła cerkwi, a na horyzoncie majaczą kominy dzielnicy przemysłowej. Dookoła parkingi, trochę drzew i bloki, które ten majestatyczny brutal z godnością przerasta. Ujarzmienie okolicy było jednym z zadań, jakie postawiono przed architektami. Docelowo budynek służyć miał za główną siedzibę lokalnych struktur Komunistycznej Partii Ukrainy. Miał więc być manifestacją znaczenia skłonnego do rozmachu ZSRR oraz symbolem jego potęgi. Niestety, ze względu na zmieniającą się koniunkturę polityczną pod koniec lat osiemdziesiątych wstrzymano budowę. Podjęto ją na powrót dopiero w drugiej połowie lat dziewięćdziesiątych, oddając blok do użytku – już jako Urząd Skarbowy – w roku 1997, co według mojej wiedzy czyni go najmłodszym brutalem w Europie.
Lwów, Urząd Skarbowy, foto. Kasper PfeiferLwów, Urząd Skarbowy, foto. Kasper PfeiferLwów, Urząd Skarbowy, foto. Kasper PfeiferLwów, Urząd Skarbowy, foto. Kasper Pfeifer
Pohulanka
Moim następnym przystankiem było Centrum Twórczości Dzieci i Młodzieży Galicji, budynek, w którym zaklęte zostało niegdysiejsze umiłowanie futury. Poza Ukrainą ten rozległy kompleks kulturalno-sportowy nie zasłużył oczywiście na rozgłos. Ci, co odwiedzili Lwów, mogą go jednak kojarzyć. Pohulanka, bo tak od nazwy dzielnicy przezywane jest Centrum, leży u stóp Cmentarza Obrońców Lwowa, skąd jest zresztą doskonale widoczna i niekiedy nawet wytykana palcami przez polskich turystów odwiedzających miejsce pochówku Orląt jako ten szczególny, „nieestetyczny” dowód uprawomocniający postkolonialny resentyment. Wszystko to powoduje jednak, że Pohulanka jest doskonale skomunikowana ze ścisłym centrum, służąc jako kompleks gimnastyczny miejscowym uczelniom. Położona na skraju parku leśnego, sprawia wrażenie miejsca opuszczonego, rzekłbym, posępnego. W praktyce jednak tętni życiem, na swoim rozległym terenie mieszcząc, obok domu kultury, sale gimnastyczne, stawy do gry w piłkę wodną czy trasy przeznaczone do biegów terenowych. Na odchodnego zagadnąłem o Pohulankę studentów. Okazało się, że na Ukrainie taka instytucja jak Dom Kultury, czy to miejski, czy młodzieżowy, nie została obalona przez imperatyw opłacalności. Chcesz zorganizować próbę zespołu, a nie masz gdzie – idziesz do Domu Kultury. Chcesz powspinać się na ściance, a nie masz na karnet – Pohulanka przygarnie cię z otwartymi ramionami. Tak mówili studenci. A ja nie miałem powodów, by nie wierzyć.
Dom handlowy NOWY CUM powstał pod koniec lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku jako serce jednego ze smutnych lwowskich osiedli. Choć budowa trwała dwadzieścia pięć lat, to w chwili ukończenia była to, jakbyśmy to dzisiaj ujęli, największa galeria w Ukraińskiej SSR. Największa i spektakularna na tyle, by przyciągać na zakupy partyjnych oficjeli z sąsiednich bratnich republik. Ekspresyjna bryła CUM–u znakomicie wpisuje się w otaczającą ją architekturę mieszkalną. Prefabrykowane bloki nadają przestrzeni rytm i wyznaczają scenę, na której niczym wytrawny aktor błyszczy Centralnyj Uniwiermag. Choć potężna forma dynamizuje okolicę, to ani nie odbiera jej przy tym harmonii, ani nie wykracza poza ludzką skalę, co z pewnością wywoływałoby klaustrofobię w użytkownikach opisywanego kontekstu. Nawet na poziomie targowiska, które okala tę niezwykłą konstrukcję, przestrzeń wydaje się być starannie zaprojektowana. Tak, by każdemu zaułkowi i każdej wąskiej uliczce towarzyszyło jakieś otwarcie; tak, by pozwolić handlującym na oddech. O tym, że opisywane założenie najlepsze lata ma za sobą, informują nas tylko złuszczone fasady tutejszych budynków, które niby węże wydają się zrzucać pokrywający je azbest. Bezsprzecznie potwierdza to jednak talent architektów. Udało im się zaprojektować fragment miasta, który do dziś z powodzeniem odgrywa swoją rolę – choć samo centrum handlowe straciło na znaczeniu na rzecz licznych wolnorynkowych inwestycji, to mądre planowanie pozwoliło, by CUM obrósł w przyległości, stając się górą wyrastającą z jednego z największych targów Lwowa.
O budynku, w którym podróżny po raz pierwszy styka się z nowym miejscem, powinniśmy myśleć tak, jak dawniej myślało się o bramach. Były one punktami wejścia, musiały mówić, łączyć funkcję praktyczną z informacyjną. Dowiadywaliśmy się z nich na przykład, czy miasto jest bogate, kto nim rządzi oraz jakim porządkiem symbolicznym i estetycznym władza stara się uzasadnić swoje panowanie1. Jeśli przyjrzymy się Dworcowi Stryjskiemu z tej perspektywy, dostrzeżemy, że sposób w jaki został zaprojektowany, różni się od architektury, z którą większość osób wiąże Lwów. Zobaczymy, że budynek stara się opowiedzieć nam o przyszłości; że, drastycznie odchodząc od architektonicznej tradycji miasta, wyznacza nowy porządek estetyczny, który z kolei informuje nas o aspiracjach ówczesnej władzy. Nie można tu jednak mówić o braku równowagi, o ślepej negacji tego, co było, gdyż ekspresja futurystycznej bryły została udanie złagodzona przez uporządkowany rytm brisolejów. Szkoda, że ząb czasu oraz nowe realia zdołały nadgryźć ten obiekt. Jego północną fasadę, podobnie jak w przypadku krakowskiego hotelu Forum, zakrywa przepastny billboard, a centrum handlowe wewnątrz dworca skurczyło się do dwóch, trzech sklepów-niedobitków.
Sądząc po najbardziej znanych budynkach lwowskiej architektury późnego modernizmu, władze tego miasta realizowały u schyłku ZSSR politykę przestrzenną z godną podziwu konsekwencją. Budynki, które miały mówić o Lwowie w przyszłości i – według planu – stać się jego nowymi zabytkami, mogą sprawiać wrażenie zaprojektowanych przez jeden zespół architektów. Pozwala to założyć, że awangardowa architektura Nowego Lwowa, tak jak w przypadku jego dawnej części, ponad wszystko miała cechować się spójnością. Mimo pozorów więc, mimo zdecydowanej futurystycznej formy i, jakby się wydawało, odważnego zerwania z tradycją, była to architektura szanująca kontekst; architektura paradoksalna, która tylko o kilka kroków oddaliła się od imperatywu harmonii, czyli tego, co najważniejsze w nurtach klasycyzujących.
1Zob. bramy np. w Gdańsku, Zamościu, na zamku w Brzegu.
Jeżeli jesteście zainteresowani zdjęciami autora zajrzyjcie TUTAJ
Ścisłe Centrum Warszawy, tuż za kultową Rotundą znajduje się budynek Universalu, aktualnie bardziej znanego jako największy stojak na reklamy, niż Siedziba Handlu Zagranicznego. Jednak już za kilka miesięcy ta sytuacja może ulec zmianie. Pozostaje jednak pytanie czy będzie to zmiana na lepsze?
Już 7 czerwca rozpocznie się 14. Biennale Architektury w Wenecji. Tydzień później 16 czerwca zainaugurowana zostanie w warszawskiej Zachęcie wystawa „Monument. Architektura Adolfa Szyszko-Bohusza”. Co łączy oba, tak przecież różne w skali, projekty? Chodzi o ikoniczny baldachim znad grobu Marszałka Piłsudskiego. Będzie on wykorzystany na stołecznej ekspozycji, a w polskim pawilonie na Biennale stanie się osią projektu: „Figury Niemożliwe”.
Decyzja o udziale Polski w Wystawie Światowej w Mediolanie została podjęta wyjątkowo późno, bo zaledwie półtora roku przed otwarciem tej prestiżowej imprezy. W porównaniu z poprzednią edycją to o kilkanaście miesięcy mniej na przygotowania. W 2010 roku polską ekspozycję zobaczyło ponad 8 milionów zwiedzających, a zdjęcia zainspirowanej ludową wycinanką elewacji były reprodukowane w mediach na całym świecie. Czy wciąż mamy szansę na powtórzenie tego sukcesu, skoro konkurs na projekt architektoniczny pawilonu jest nadal nierozwiązany, a do otwarcia imprezy zostało już mniej niż 12 miesięcy?
Rząd zadeklarował uproszczenie prawa regulującego rozpoczęcie budów domów jednorodzinnych. Mniej biurokracji i więcej pieniędzy w portfelu? Niestety, chociaż rewolucja byłaby realizacją jednej z obietnic z expose premiera, nic nie jest jeszcze pewne.
Komentarze
Architectu moderuje komentarze do ułatwiania świadomej, merytorycznej, cywilnej rozmowy. Obraźliwe, bluźniercze, autopromocyjne, wprowadzające w błąd, niespójne lub
nietypowe komentarze zostaną odrzucone. Moderatorzy pracują w godzinach pracy i akceptują tylko komentarze napisane w języku polskim.
comments powered by Disqus
Newsletter Architectu
Otrzymuj informację o nowych wpisach, produktach, wywiadach.
Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką prywatności. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce lub konfiguracji usługi.
Komentarze
Architectu moderuje komentarze do ułatwiania świadomej, merytorycznej, cywilnej rozmowy. Obraźliwe, bluźniercze, autopromocyjne, wprowadzające w błąd, niespójne lub nietypowe komentarze zostaną odrzucone. Moderatorzy pracują w godzinach pracy i akceptują tylko komentarze napisane w języku polskim.