Po zeszłorocznej gigantycznej prezentacji rysunków i projektów Le Corbusiera, nowym architektonicznym flagship project MOMA ma być Frank Lloyd Wright. Pretekstem dla nowojorskiej wystawy, która w dniu otwarcia przyciągnęła nie tylko uwagę mediów i badaczy, ale również na co dzień skłócone środowiska amerykańskich architektów i urbanistów jest pozyskanie przez muzeum obszernego archiwum architekta.
Frank Lloyd Wright (1867-1959) był chyba najbardziej wpływowym nie-europejskim architektem XX wieku. Przez dziesięciolecia Wright był postrzegany jako prorok Nowej Ameryki. Po II wojnie światowej zaangażował się bowiem w jeden z najistotniejszych problemów ówczesnej kultury architektonicznej – planowanie systemów osiedli podmiejskich i dróg rozpraszania miast. Wright, znany wcześniej raczej jako twórca ekskluzywnych willi stał się pierwszorzędnym planistą i organizatorem pejzażu nowoczesnego.
Paradoksalnie, zajmując się przedmieściami Wright prowadził równocześnie w swoim studiu badania skierowane ku problemom centrum. Stworzył po wojnie szereg projektów, które stawały w szranki w wyścigu wysokościowców.
Nowojorska wystawa stawia sobie za cel zarysowania napięcia w myśleniu Wrighta o pęczniejących amerykańskich miastach. Kuratorzy śledzą okres od 1920 do 1950 roku, kiedy Wright właściwie symultanicznie tworzy projekty wieżowców i plany urbanizacji amerykańskich stepów. Wright próbował zmienić oblicze miast powstałych w wyniku rewolucji przemysłowej. Zamiast gęstej, robotniczej zabudowy o angielskich korzeniach, proponował wypadkową miasta przemysłowego i miasta ogrodu. Utopijna koncepcja architekta opierała się na schemacie prostolinijnej siatki, w którą wpisywał komórki mieszkaniowo-produkcyjne. Osiedla i ośrodki pracy przeplatane były terenami zielonymi. Wzór urbanizacji miał przypominać dywan o zrytmizowanych, geometrycznych wzorach.
Utopia ? Trudno powiedzieć. Pomysły Wrighta w latach ’30 traktowane były w Stanach bardzo poważnie. Prezentowano je na ważnej wystawie w nowojorskim Rockefeller Center. Dla większości rysunków koncepcyjnych zrealizowano makiety i opracowano dokumentację możliwych przestrzeni na ich realizację. Wright rozpędzał się jednak szybciej niż możliwości techniczne amerykańskiej budowlanki. Projekty biurowców z 1913 roku z jego pracowni przewidują stworzenie 24 -piętrowego gmachu. W 1956 Wright myśli już, zupełnie poważnie, o 548-piętrowym(!) wieżowcu w Chicago. Wizje architekta kładącego podwaliny pod współczesne myślenie o centrum miast to jednak nie tylko jego wysokościowy aspekt. Wright był jednym z pierwszych zwolenników stosowania wielkopłaszczyznowych okładzin szklanych oraz deseni dekoracyjnych. Mało tego: Wright już w latach ’20 apelował o zdrowy rozsądek i stosowanie spójnych koncepcji rozbudowy śródmieść biznesowych. Był wrogiem niekontrolowanej „erekcji” wieżowców. Nieuregulowany boom budowlany z 1920 Wright określił jako katastrofę i potencjalne źródło zatorów. Kontakt z budowlanym koszmarem skłonił go do rozpoczęcia kampanii teoretyczno-edukacyjnej. Na początku lat ’30 Wright opracował nieformalny regulamin wznoszenia drapaczy chmur. Postulował regulację położenia i wysokości wysokich budynków tak, aby optymalizować widoki, przepuszczać światło i zminimalizować skutki bliskości wysokich budynków, które były oddzielane tylko cienistymi wąwozami ulic.
Problem brzmi znajomo? Wydaje się, że chociaż od śmierci architekta minęło już prawie 60 lat, poruszane przez niego kwestie nie straciły na znaczeniu.
Fotografie dzięki uprzejmości MOMA.
Komentarze
Architectu moderuje komentarze do ułatwiania świadomej, merytorycznej, cywilnej rozmowy. Obraźliwe, bluźniercze, autopromocyjne, wprowadzające w błąd, niespójne lub nietypowe komentarze zostaną odrzucone. Moderatorzy pracują w godzinach pracy i akceptują tylko komentarze napisane w języku polskim.