Kiedy chiński rząd ogłasza kolejną urbanizacyjną rewolucję, nie dziwią napięcie i obawy ekspertów. Operacja na żywym organizmie wymaga bowiem od Chińczyków nie tylko ostrożności, ale również umiejętności zaprojektowania kilku alternatywnych scenariuszy. Każde zachwianie równowagi może mieć swoje konsekwencje dla globalnej gospodarki. W Państwie Smoka mieszka dziś ponad 1,3 miliarda ludzi. Partia chce, według najnowszych deklaracji, aby 90 milionów zmieniło miejsce zamieszkania i trudno doprawdy przewidzieć jak potoczy się ta operacja.
Demograficzny pat
Ogłoszony w kwietniu plan Chińskiej Republiki Ludowej wiąże się z niepokojącymi prognozami demografów. Wróżą oni, że mimo dotychczasowych działań rządu, w ciągu najbliższych dziesięcioleci przyrost naturalny nie będzie w Chinach spadał. Oznacza to możliwość zachwiania struktury społecznej, głód lokalowy i gwałtowne ubożenie wsi.
Prognozy wydają się tym groźniejsze, że Chiny już od końca lat ’70 prowadzą agresywną politykę zahamowania wzrostu naturalnego. Obowiązująca w całym kraju regulacja urodzeń przyznaje małżeństwom limity na posiadanie dzieci. W miastach – jedno, na wsi dwoje. Efekty są jednak słabsze niż zakładano. Jeśli spojrzeć na największe metropolie Chin: Szanghaj (14 milionów mieszkańców), Pekin (11,5), Chongqing (prawie 10), Kanton (8,5) problem niekontrolowanego wzrostu okaże się szczególnie groźny. Miasta puchną, są coraz bardziej zatłoczone, warunki życia przeciętnego mieszkańca – coraz gorsze.
Między deklaracjami, a rzeczywistością
Władze zapowiadając „Narodowy plan urbanizacji nowego typu” zaklinają się jednak, że otwartość na mieszkańca i jakość życia mają być priorytetami zmiany. Plan zezwala nie tylko na migracje ze wsi do miast, ale również zmiany w zasadach budowy infrastruktury, osiedli i ofertę szeroko rozumianych usług publicznych. Zniesienie tamy ograniczającej przesiedlenia ma spowodować nowe inwestycje i ożywić temu lokalną gospodarkę. Oprócz zmian jakościowych „narodowy plan” umożliwia przykręcenie demograficznej śruby – młodzi ludzie przeprowadzający się do miast tracą prawo do posiadania dwojga dzieci.
Co rewolucja oznacza dla chińskiego budownictwa? Oczywiście gigantyczny boom. Plan ma być realizowany do 2020 roku, co oznacza, że większość nowych inwestycji ma powstać w ekspresowym tempie. Nie musi to wcale oznaczać architektonicznej fuszerki. Chiny słyną od dziesięciolecia z umiejętności naśladowania (żeby nie powiedzieć plagiatowania) projektów najważniejszych współczesnych architektów. Imitacje gmachów stawianych przez międzynarodowe gwiazdy – jak Zaha Hahid – rosną często szybciej niż oryginały.
Fotografie: Wikimedia Commons
Komentarze
Architectu moderuje komentarze do ułatwiania świadomej, merytorycznej, cywilnej rozmowy. Obraźliwe, bluźniercze, autopromocyjne, wprowadzające w błąd, niespójne lub nietypowe komentarze zostaną odrzucone. Moderatorzy pracują w godzinach pracy i akceptują tylko komentarze napisane w języku polskim.