Dla artysty, który - oprócz kawałka papieru - do stworzenia swojego dzieła potrzebował nieco betonu, dobrej jakości szkła czy solidnej stali, okres siermiężnego PRL-u mógł jawić się jako koszmar. Jeżeli jakimś cudem udało mu się zgromadzić niezbędne materiały, na drodze stawało chore prawo, surowo przestrzegane przez rozrośniętą do granic absurdu biurokrację. W takich warunkach zbudowanie czegoś, co odbiegało od przyjętych standardów, wymagało żelaznych nerwów, pasji oraz odrobiny sprytu. Dlatego popularne Igloo Witolda Lipińskiego należy uznać za triumf inteligencji nad niewydolnym systemem Ludowej Polski.